Dwie otchłanie u rosyjskiej braci
- Renata

- 28 lip
- 5 minut(y) czytania
Zapisałam sobie w notatkach, że wpływ, jaki wywarła na mnie ponowna lektura Braci Karamazow, najlepiej oddają zapiski w osobistym dzienniku. Przeglądam więc miesiąc „czerwiec” i odnajduję kilka zaledwie aluzji. No tak, całe to odzwierciedlenie, odbicie lektury w moim umyśle, to wplątanie we własne rozterki karamazowskiego absurdu, coś, czym jeszcze nie odważę się podzielić.
Bez ambicji i wiary, że można oddać w kameralnym artykule wrażenia z Dostojewskiego, powinno być może łatwiej coś tam napisać. Nie próbując wspiąć się na wyżyny, podzielić się jakąś refleksją. To główną, że moje serce z żadnym innym pisarzem nie rezonuje do takiego stopnia w słowie i między słowami, i jakimś szczegółowymi spostrzeżeniami, że świat pełen jest takich Iwanów Karamazowów, którzy sami nie wiedzą, co myślą i uważają; że mnie najbardziej poruszają opisy charakterów, ujęcie absurdalnych rozterek, gdy postacie powieści same nie wiedzą, co właściwie czują.
Wcale mnie nie dziwi, że motywem do napisania opasłej powieści, której się ponoć nie bardzo chciało później wydawcom w całości tłumaczyć, był protest grupy studentów. Dowiaduję się o nim dzięki komentarzowi Adama Pomorskiego. 3 kwietnia 1878 roku młodzież wyruszyła z Dworca Kurskiego w Moskwie i została pobita przez przekupniów i rzeźników na Ochytnyj Riad. Kilka dni później skonsternowani zaistniałą sytuacją (w końcu propagowali wolność i przeciwstawiali się ciemiężeniu takich właśnie przekupniów i rzeźników), wystosowali list do Dostojewskiego, stawiając szereg pytań, co właściwie mają o tym myśleć. Odpowiedź pisarza miała wywołać wśród studentów skonsternowanie. Mówiąc kolokwialnie, przejechał się po ich bucie i zdecydowanie skrytykował ich europeizm. I dodał: „czy mam o tym napisać powieść, całe profession de foi”? I we mnie zrodziło się już wcześniej wrażenie, że trzonem wielowątkowej historii jest końcowa mowa prokuratora, to właśnie profession de foi ujmujące „całą wewnętrzną współczesność Rosji”, o którą go zapytano, „wyznanie wiary” wypowiedziane przez niecharyzmatycznego mówcę w kontraście do liberalizującej mowy adwokata, któremu poklaskują zgromadzone na sali sądowej wielbicielki. Geniusz autoironii.
Do tej mowy doprowadzić musi jakaś zbrodnia, a zbrodnia jest znów tylko pretekstem do zobrazowania rosyjskich charakterów, do zanurkowania w otchłanie ludzkiego umysłu. Większe napięcie, niż możliwość dokonania przez któregoś z trzech braci ojcobójstwa – przecież ojciec to pijak, cham, rozpustnik – wzbudza starzec Zosima, kiedy dostrzega w każdym z braci wewnętrzną ciemność i chyli ku niej czoła w pierwszym dniu opisanego dramatu.
Serce pańskie męczy się tą nierozstrzygniętą jeszcze ideą. Ale nawet męczennik lubi się czasem zabawiać swoją rozpaczą, też, jak gdyby z rozpaczy. Na razie zabawia się pan z rozpaczy (...), samemu nie wierząc we własną dialektykę i z bólem serca kpiąc z siebie przy jej pomocy. Kwestia ta jeszcze się w panu nie rozstrzygnęła i to jest pana wielkie nieszczęście, bo uparcie domaga się rozstrzygnięcia.
Starca Zosima poznajemy, zanim jeszcze akcja nabierze tempa i umiera on zawczasu, by nie być świadkiem wielkiego zgorszenia. Przygotowuje optymistyczny grunt pod rodzinną katastrofę. Jest jasnowidzem czy ma genialny instynkt odnośnie do ludzkiego charakteru? Lud, który pielgrzymuje do niego po uzdrowienie, wierzy w to pierwsze, szuka w nim zabobonu. Bliżsi mu współbracia widzą w nim ludzką cechę charakteru. Ludzką swoją historią nawrócenia dzieli się na łożu śmierci. Odór, który bardzo szybko zaczyna się wydobywać z jego martwego ciała, gorszy zabobonną część społeczeństwa, ale podkreśla tę cechę bycia „ludzkim”, która skrada serce czytelnika bardziej niż dokonane uzdrowienia. Jak w przypowieści o paralityku: "cóż bowiem łatwiej jest powiedzieć: «odpuszczają ci się twoje grzechy», czy też powiedzieć: «Wstań i chodź!»?"
Jednym z nowicjuszy jest Alosza, najmłodszy z Karamazowów. Jedyny, który nie zostaje poddanym traumy z dzieciństwa i karamazowskiego genotypu. A jednak i on od początku ma świadomość, że jest równie słaby, co ojciec i bracia, że on również mógłby dokonać jakieś nikczemności. Absurdalnie ta samoświadomość oddala go właśnie od nikczemności. Pokonując klątwę, rysuje się jako postać niemal święta, doskonały uczeń swojego mistrza Zosima. Testament starca Alosza powtórzy na końcowej stronie. Przekaże zgromadzonej przy nim młodzieży, pozwoli im uwierzyć, że wspomnienie dobroci i szczerego wzruszenia może wyciągnąć nas z niewoli niesprawiedliwości.
Nawet ze złej rodziny można zresztą wynieść najdroższe wspomnienia, byleby nasza dusza zdolna była szukać tego, co najdroższe.
Alosza również jest głosem Dostojewskiego wypowiadającym się w sprawie protestu studentów, tłumaczącym, dlaczego pobili ich przekupnie i rzeźnicy. W odpowiedzi na ich list pisarz da upust swojemu kultowi ludu, który się w nim zrodził w trakcie katorgi. Najmłodszy z Karamazowów odezwie się w łagodniejszym tonie do Koli Krasotkina, nastoletniego socjalisty podpuszczającego głupiego chłopa do skręcenia karku własnej gęsi: „pan przemawia cudzymi, a nie własnymi słowami”. Pod względem spokoju i subtelności jest przeciwieństwem przyrodniego brata, Mitii, pod względem optymizmu i zdrowego rozsądku jest kontrapunktem dla niepoukładanych myśli drugiego z braci, Iwana.
Ci dwaj kumulują w sobie tragiczny charakter Rosji. Mitia walczy wiecznie z narzucającą mu się nikczemnością, z rozpustnym charakterem; albo może złe nawyki, złość, porywy serca walczą w nim z naturalną dobrocią serca, w którą niezmordowanie wierzy Alosza. Czarnym charakterem jest już od pierwszego dnia powieści, gdy zwierza się młodszemu bratu ze swojego stosunku do własnej narzeczonej, Katii Iwanowny. Chciał ją zwieść, wystawić na pośmiewisko, w końcu za nic, oddał jej pieniądze, przez co ona pokochała go w odwecie. I znów potem będzie tym maniakalnym, rozkochanym, pijanym Mitią, który zachował wszelkie pozory bycia ojcobójcą, wcale, jednakże nim nie zostawszy.
Patrzył na tę przeszłość z bezgranicznym współczuciem i z zapałem godnym swej namiętności orzekł w duchu, że kiedy tylko Gruszeńka wyzna mu miłość i wolę zamęścia, natychmiast zacznie się właśnie zupełnie nowa Gruszeńka, a wraz z nią także zupełnie nowy Dmitrij Fiedorowicz bez żadnych już przywar, pełni wyłącznie zalet: oboje wybaczą sobie nawzajem i zaczną całkiem nowe życie.
I jeszcze jeden z braci, chociaż niedopowiedziany, ojcobójca, Smierdiakow, epileptyk chowający w sobie urazę za pogardę, z którą go potraktowano. Ale w jego przypadku nie ma tragizmu postaci, jest złośliwość i chęć zemsty najbardziej chyba przez autora potępiane chowanie urazy za spotkaną niesprawiedliwość. Lepiej by było, by ten chłopak poczęty z gwałtu pienił się ze złości, a nie z choroby, żeby się rozbijał po karczmach, niż żeby udawał lojalność. A może jest postacią najbardziej tragiczną właśnie dlatego? A jakże niebezpieczną i wyrafinowaną, ściągającą poczucie winy na niewinnego Iwana i popełniającą samobójstwo, zanim ktokolwiek zdoła domyślić się jego sprawstwa.
W końcu Iwan Karamazow doprowadzony do majaków. Majstersztyk Dostojewskiego w przedstawieniu szaleństwa. Rozmowa Iwana z diabłem sprawia, że wpadnięcie w obłęd zdaje się tak łatwe jak poślizgnięcie. Sołowjow napisze, że podczas gdy Lew Tołstoj pozostaje mistrzem szczegółu, u Dostojewskiego „wszystko pozostaje w stanie fermentu, nic nie jest ustalone, wszystko dopiero powstaje”. I może rzeczywiście spod pióra Dostojewskiego wyłania się człowiek nowego wieku. Zarazem zdemaskowany zostaje podszept diabła:
Byłem przy tym, kiedy umarłe na krzyżu Słowo wstępowało do nieba, niosąc na piersi duszę ukrzyżowanego po prawicy łotra, słyszałem radosne popiskiwania cherubinków, co to śpiewały i wołały: Hosanna, słyszałem gromowy ryk triumfu serafów, który zatrząsł niebem i całym wszechświatem. I cóż, przysięgam na wszystko, co święte, że chciałem się przyłączyć do chóru i wołać razem ze wszystkimi: „Hosanna”. Już miałem to na końcu języka, jak wyrywało mi się z piersi... jestem wiesz, bardzo uczuciowy i wrażliwy artystycznie. Aliści zdrowy rozsądek (...) również w tym przypadku kazał mi się trzymać stosownych granic.
Ta otchłań wzniosłych idei, która doprowadza Iwana do psychicznej choroby i otchłań upadku są tematem mowy prokuratorskiej. Zdaje się to studium ludzkości kijem o zbyt dalekich końcach. Dostojewski przybliża jednak te dwa doświadczenia i przyśpiesza bicie serca, gdy przemawia do głębi osobistego absurdu. I gdy, wysadzając nas po burzliwej podróży, dostrzeże wywołane łzy i powie tylko: „z pewnością zmartwychwstaniemy”, może wcale w to nie wierząc albo wierząc tylko na chwilę, by odjechać dalej ku wiecznym wątpliwościom, które ponoć nie opuszczają nawet świętych.



Komentarze