Dzieci Arbatu
- Renata

- 27 lut
- 5 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 19 mar
W któryś wieczór, jadąc tramwajem, czytałam "Dzieci Arbatu". Wsiadł starszy pan z żoną. Przycupnął obok mnie. Widziałam kątem oka, że nachyla się i przypatruje temu, co czytam. Dostrzegł fragment i wykrzyczał: „Stalin?”. Podniosłam głowę, uśmiechnęłam się. „Tak, Stalin” odpowiedziałam spokojnie. Starszy pan zdziwił się, nigdy nie słyszał o tej książce. Opowiedziałam mu fabułę. Powiedział, że zapamięta, a ze swojej strony polecił mi film „Trójkąt pod gwiazdą”. A potem opowiadał jeszcze o poezji, o Iranie i kulturze perskiej. W końcu zwrócił się do żony: „Wiesz, kiedy wysiadamy? Bo ja tu zagaduję młodą kobietę”.
Teraz przeczytałam już oba tomy „Dzieci Arbatu” i dalszą kontynuację ich losów. Więc gdy spotkamy się ponownie w tramwaju, opowiem starszemu panu całą historię mojej czytelniczej przygody z cyklem Anatolija Rybakowa. A zaczęło się tak...
Niechciane książki na zapleczach hoteli
Istnieją takie ukryte miejsca, z wejściem od podwórza, gdzie za recepcją hotelu pogrążonego w półmroku, tajemniczego, wypełnionego pamiątkami z dalekich podróży, na swoich właścicieli czekają niechciane książki. To miejsca tylko dla wybranych, lecz jeśli ładnie poprosisz, możesz zabrać tam ze sobą koleżankę z klubu czytelniczego. Poszperawszy trochę w kartonach, znajdziecie kilka ciekawych pozycji do adoptowania. Ja wyciągnęłam z dna kartonu „Dzieci Arbatu”. Czarnobiała podobizna Stalina wzbudziła we mnie podejrzenie, że już kiedyś trafiłam na ten tytuł. Jakiś czas temu interesowałam się Związkiem Radzieckim, i musiała zwrócić moją uwagę w katalogu bibliotecznym. Dzięki towarzyszce zorientowałam się, że trzymam w rękach tom 2., na szczęście w innym pudle odnalazł się tom 1.
Nie miałam zbyt dużych oczekiwań. Po pierwszych stronach spodziewałam się, że rzucę książkę w kąt. Nużył mnie realistyczny, techniczny język. Pomyślałam nawet, że to jakiś przykład propagandowego socrealizmu. A potem grom z jasnego nieba – główny bohater wpada w tarapaty, nagle historia zbliża się ku Doktorowi Żywago i Dostojewskiemu. I wpadam w obsesję na punkcie tej powieści.
Rok 1934, wesoła młodzież moskiewskiej dzielnicy Arbat żyje snem Marska i Lenina. Przykładni uczniowie, członkowie Partii, dzieci bohaterów Związku Radzieckiego. I nagle sielanka zostaje zachwiana. Sasza Pankratow, przykładny obywatel, oddany proletariatowi i Stalinowi, w przypływie młodzieńczej naiwności pozwala sobie na kpinę w szkolnej gazetce. Za tę naiwność musi srogo zapłacić. Zostaje aresztowany i zesłany na Syberię. Autor przedstawia nam jego życie na zesłaniu oraz dalsze losy moskiewskich przyjaciół w czasie, kiedy stalinowskie represje osiągają apogeum. Komunistyczna bajka staje się koszmarem. Wielcy bohaterowie zostają pojmani, przyznają się do zdrady i albo zostają zesłani, albo rozstrzelani.
Trójkąt pod gwiazdą
Starszy pan z tramwaju wyczuł ten klimat, polecając mi „Trójkąt pod gwiazdą” (film znany również pod tytułem „Wewnętrzny Krąg’, reż. Andrieja Konczałowskiego). Lata 30’ to w Moskwie czas mieszkania w starych kamienicach po kilka rodzin, czasami w przechodnich pokojach. Ivan Sanchin, kinooperator, żyje w takich warunkach ze swoją narzeczoną Anastazją. Na skromne przyjęcie weselne zapraszają wszystkich lokatorów. Jeden z sąsiadów, oficer pochodzenia żydowskiego, wznosi toast za towarzysza Stalina. Goście poważnieją, stają na baczność i piją do dna. Jeszcze tej samej nocy do oficera puka NKWD. Aresztują go i jego żonę za kontakty z imperialistami. Ich kilkuletnia córeczka Katia zostaje zabrana do specjalnego sierocińca dla dzieci zdrajców narodu.
Widać u Konczałowskiego inspiracje Rybakowem. W latach 30’ nikomu nie można już ufać, nawet własnej żonie. By przeżyć, musisz donosić. Na Łubiance podczas tortur ludzie wielkich czynów przyznają się do wszystkiego. Za zdradę jednego karze się również jego krewnych. A proletariat żyje w naiwnym przekonaniu, że za wszystkim stoi rząd, że Stalin, ojczulek narodu, nie ma o niczym pojęcia. Tymczasem w rządzie drżą przed Stalinem. Kto się nie boi, zostaje wyeliminowany. Do tego stopnia, że gdy po napadzie Niemiec na ZSRR, Stalin zaszywa się w swojej daczy przekonany, że to jego koniec (do końca miał nie wierzyć w tak szybką zdradę Hitlera i nie przygotował wojska do obrony), okazuje się, że jego potęga dopiero się zaczyna, bo nie ma już nikogo, kto przejąłby pałeczkę, kto odważyłby się go „strącić z tronu”.
Dlaczego trzęsie ci się ręka?
Konczałowski przedstawia boski wizerunek Stalina. Kiedy Ivan Sanchez zostaje dopuszczony do wodza, niemal umiera z radości. Trzęsie mu się ręka, w której trzyma szklankę z herbatą. „Dlaczego trzęsie ci się ręka?” pyta Stalin. „Bo nigdy nie stałem tak blisko towarzysza Stalina”. „Ja też nigdy nie stałem tak blisko ciebie towarzyszu Sanchez, a jednak mi nie trzęsie się ręka” żartuje Stalin. Kinooperator kocha go bardziej niż swoją żonę. Rybakow w „Dzieciach Arbatu” pokazuje Stalina z innej perspektywy. Autor ma odwagę wejść w jego głowę, pokazać tok myślenia i motywacje. ON ma wysokie mniemanie o sobie, ON wie wszystko najlepiej, ON może wszystko. Być może Rybakow sam GO kiedyś kochał tak, jak Sasza Pankratow, który nawet na zesłaniu wierzy w JEGO dobre intencje.
Bo losy Saszy Pankratowa to losy Rybakowa. Aresztowany również 1934, został zesłany na Syberię, pracował w transporcie i służył podczas II Wojny Światowej przy ciężarówkach. „Dzieci Arbatu” napisał już w latach 60’, po śmierci Stalina. Powieść była początkowa dystrybuowana w podziemiach. Oficjalnie wydano ją dopiero w 1987, mimo że już w 1956 roku Chruszczow skrytykował politykę Stalina i dopuścił do głosu ofiary terroru, i mimo że ostatecznie powieść ta jest wyrazem miłości do Związku Radzieckiego – przynajmniej takiego, jakim by był, gdyby nie „podli ludzie”. Wyraźnie widać, to gdy rozpoczyna się wojna. Zdziesiątkowany lud rosyjski stawia czoła nazistom w sposób bohaterski, z imieniem Stalina na ustach.
"1935 i później"
Kiedy dotarłam do ostatniej strony drugiego tomu, niemal krzyknęłam. Wątek urwał się, a autor napisał w posłowiu, że chce poprowadzić fabułę do lat 50’, o ile jeszcze zdąży. W panice zaczęłam szukać informacji biograficznych. Uff, zdążył, przez kolejne dni myślałam tylko o zdobyciu kolejnych tomów, czyli „1935 i później” i „Proch i pył”.
Ciśnie się na usta zdanie w stylu „to powinna być obowiązkowa lektura szkolna”, ale w świecie książek to rodzaj przekleństwa. Ta powieść zasługuje na to, żeby ją czytać z zapałem. W tym celu przydałoby się nowe wydanie, z przypisami. Roi się tu bowiem od skrótów, które Związek Radziecki produkował z nie mniejszym oddaniem niż stal. Postacie też skorzystałyby na nocie historycznej. Tymczasem w obiegu jest tylko druk wydawnictwa Iskry z 1989, który można kupić na allegro, wygrzebać w bibliotece albo znaleźć na zapleczu hotelowej recepcji.
Zasługuje na nowe wydanie, bo to książka, która przystępnie obrazuje działanie aparatu socjalistycznego, obnaża skalę terroru stalinowskiego i pokazuje mechanizm zła lepiej niż eksperymenty Zimbarda. Gdyby tylko ludzie wierzyli pisarzom! To, co podejrzewał Koestler w „Ciemność w południe”, co zainspirowało Orwella, a co historycy zdołali potwierdzić w latach 90’, Rybakow opisuje ze szczegółami w 60’. Dlaczego przystępnie? Bo tam nie zamiera życie. Ludzie bawią się, tańczą, zakochują i chodzą ze sobą do łóżka jak w nowojorskim sitcomie.
Polecam każdemu, zwolennikom i przeciwnikom Marska, historykom i laikom, fanom Orwella, Koestlera, Truman Show, zainteresowanych eksperymentami Zimbarda i czekam na nowe wydanie!



Komentarze