Kolacja dla głupca w Teatrze Ludowym
- Renata

- 6 lut
- 2 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 19 mar
24 stycznia – ostatni dzień w pracy i pierwszy od dawna spektakl. Z obu tych względów daleko mi od zbyt krytycznego podejścia do „Kolacji dla głupca” w krakowskim Teatrze Ludowym (reż. Tadeusz Łomnicki). Nastrój miałam bardzo dobry, w końcu zaczynał się mój od dawna wymarzony roczny urlop, a wizyta w teatrze z dobrymi znajomymi nastawiała mnie jeszcze pogodniej. Już w przedbiegach oceniłam spektakl bardzo wysoko i nie zawiódł moich oczekiwań, żeby się pośmiać i nie wyjść zażenowanym.
Akcja odgrywa się w pięknym paryskim apartamencie Pierre’a Brochanta (Jacek Wojciechowski), ustawionego wydawcy, który co tydzień bierze udział w nietypowej kolacji. Swoiści „kolekcjonerzy” z inteligenckich sfer zapraszają na nią głupców i palantów. Pierre jest podekscytowany, bo dobry przyjaciel upolował mu na tę okazję specjalnego gościa, dzięki któremu ma szansę na główną nagrodę. Ostatecznie jednak Pierre musi odwołać swój udział i zostać z tytułowym głupcem, Francois Pignonem (Paweł Kumięga) sam na sam. I tak rozpoczyna się seria niefortunnych zdarzeń.
T. Łomnicki wyciąga paryską komedię na scenę z detalami. Bogato urządzony apartament, retro meble, obrazy na ścianach i oczywiście telefon z kablem i zestaw głośnomówiący. Nie miałam co prawda tyle szczęścia, żeby oglądać sztukę Francisa Vebera w paryskiem Teatrze Variétés w latach 90’, ale scenografia w Ludowym przypominała ekranizację z 1998 – jedną z najlepszych francuskich filmów komediowych (trzy zdobyte Cezary), reżyserii samego Vebera. W „Le Dîner de Cons” Pierre Brochant (Thierry Lhermitte) to średniego wieku biznesmen (zabójczo przystojny), natomiast Pignon (Jacques Villeret) to nieco starszy, łysiejący urzędnik podatkowy, którego charakteryzuje niewinna, dziecięca twarz. U Łomnickiego Pierre jest trochę starszym Don Juanem, któremu nie brakuje werwy, chociaż muszę przyznać, że postać jest trochę mniej konsekwentna i miejscami zrzędliwa. Thierry podobał mi się o wiele bardziej (wierzę, że nie tylko z powodu wyglądu). Natomiast młodszy, wysoki Kumięga, totalne przeciwieństwo zaokrąglonego Villeretego, z rolą idioty daje sobie świetnie radę. Lekko zagubiony, uroczo naiwny, unoszący się śmieszną dumą skradł moje serce.
Chciałam dodać trochę dziegciu odnośnie akcji, ale zwalę momenty znużenia na zapracowanie i przebodźcowanie. Muszę jednak dodać, że role Christine (Marta Bizoń/Patrycja Durska) i Juste’a Leblanca (Maciej Namysło) są płytkie i zupełnie nieprzekonujące. Christine odpowiadająca znużonym głosem przez telefon na wyznania Pignona zabija cały dramatyzm zakończenia. W filmie Vebera dialog jest podobny, ale Christine, chociaż odpowiada zdawkowo, to z zaangażowaniem. Pomaga jej w tym magia kina przenosząca widza od Christine do Pignona, i może trochę magia języka francuskiego. Uważam, że Łomnicki mógłby rezygnować z maszyny głośnomówiącej i pozostawić nam wzruszający monolog głupca, który na chwilę staje się tym mądrym.
Byłabym ominęła Luciena Chevala (Jana Nosala)! W Ludowym po Pignon to druga najlepsza rola. Chociaż z pewnością trudniej zaprzepaścić komediowy potencjał najlepszego audytora podatkowego. Rozśmieszał mnie nawet bardziej niż Daniel Prévost, chociaż przyznam krytyce znajomych, że miejscami sceny z nim są zbyt kabaretowe. Łomnicki dał też poszaleć Marlène Sasseur, które elektryzuje seksapilem zarówno biednego Pignon jak i widownię. Co jest trochę niekonsekwentne, ale dodaje komedii więcej polotu.
Jeśli recenzja zachęciła cię do wizyty w teatrze, to „Kolacja dla głupca” w Teatrze Ludowym w najbliższy piątek (7.02) oraz w marcu (07.03 i 08.03).
[Na zdjęciu Jacques Villeret jako Francois Pignon z francuskiej ekranizacji "Kolacji dla palantów" reż. Francisa Vebera, rok 1998]



Komentarze