top of page
Moje historie: Blog2

Mamma Roma

  • Zdjęcie autora: Renata
    Renata
  • 22 mar
  • 4 minut(y) czytania

Ażeby nie wypaść z wprawy we władaniu językiem, od czasu do czasu włączałam klasyki włoskiego kina na Netflixie. I w tych jeszcze czarnobiałych produkcjach odkrywam powojenne Włochy. Ale zanim zagłębie się w opowieść o tym okresie, chcę przedstawić trochę szerszy kontekst.  Nie da się kompletnie zrozumieć nawet tych romantycznych komedyjek z lat 50’ z Vittorio de Sica albo Sophie Lauren, jeśli się nie spojrzy szerszej. Bo Włochy, chociaż szczycą się antycznymi zabytkami i kolebkami renesansu, powstały dopiero w 1861 roku, kiedy Giuseppe Garibaldi pod sztandarem Królestwa Sardynii połączył państewka Półwyspu Apenińskiego i przeciągnął na swoją stronę Neapol i resztę Południa. Do dziś dwie części kraju zasadniczo różnią się od siebie kulturowo i ekonomicznie. Północ przezywa Południe Afryką, a dla Południa Lombardia to już jakiś inny europejski kraj.


Proces Zjednoczenia Włoch nastąpił zbyt szybko, by móc ustalić odpowiednie władze administracyjne na terenie całego Półwyspu, co wykorzystała sycylijska mafia do stworzenia własnych struktur, i jak wiemy przejęcia kontroli nad władzą. W tak rozchwianą i dopiero budującą się społeczność państwa włoskiego, na dodatek w apogeum rewolucji przemysłowej, weszły nurty socjalistyczne. Na prowadzenie wyszedł faszyzm, ale głośno wołała też partia komunistyczna. Zresztą walka tych dwóch ruchów ciągnęła się krwawo jeszcze do lat 90’, w okresie nazywanym „Gli anni di piombo”, czyli latami ołowiu, czas ulicznych potyczek z policją, wzmożonej aktywności mafii, neofaszystowskich ataków terrorystycznych i zamachów organizowanych przez komunistyczne „Czerwone Brygady”. Świetnie o tym czasie opowiadają filmy „La meglio gioventú” („Nasze najlepsze lata”, 2003, reż. Marco Giordana) czy „Mio fratello è figlio unico” („Mój brat jest jedynakiem”, 2007, tłumaczenie zabrało dwuznaczność słowa „unico”, tj. wyjątkowy, unikalny, reż. Daniele Luchetti).


II Wojna Światowa nie była dla Włoch w ogóle łaskawa. Po wojnie państwo musiało wiele uporządkować. Im bardziej na Południe, tym większa bieda i zaniedbanie. Jeszcze kilka lat armia amerykańska pilnowała na półwyspie porządku. W tym czasie ożywa kino, dramatyczne i komediowe, wyrzucające z siebie ból jako i próbujące załagodzić rany. W „Pane, amore e fantasia” ("Chleb, miłość i fantazja", 1953, reż. Luigi Comencini) do małego miasteczka w środkowej Italii przenosi się porucznik Antonio (Vittorio de Sica). W trakcie obchodu miasta z lokalnymi carabinieri, dostrzega zawalony dom i pyta: „Trzęsienie ziemi?”; „Nie, bombardowanie” słyszy w odpowiedzi. Po chwili mijają inną ruinę: „Bombardowanie?”; „Nie, trzęsienie ziemi”. Potem jeszcze Antonio zapytuje z grzeczności posilającego się robotnika, z czym dobrym je swój chleb. „Con fantasia” odpowiada prosty chłop, czyli dosłownie z fantazją, marzeniem, lecz w rzeczywistości z niczym. Wspomnę też na odmianę o niedawnej produkcji Netflixa „Il treno dei bambini” ("Children’s train", reż. Cristina Comencini, rok 2024), adaptacji betsellerowej powieści Violi Ardone. W ramach programu „pociągi szczęścia” państwo wysyłało dzieci z południa na północ, by zapewnić im chwilę dobrobytu, a rodzicom pozwolić na obudowywanie zubożałego regionu. Historie powolnego rozwoju po wojnie opowiadają mimochodem tez bardziej popularne ekranizacje, jak serial „L’amica geniale” („Genialna przyjaciółka”, 2018, kilku reżyserów, w tym Daniele Luchetti)  czy „C’è ancora domani” („Jutro będzie nasze”, 2023, reż. Paola Cortellesi).


I w tej powojennej biedzie i mozolnej odbudowie kraju pojawia się „Mamma Roma” (1962, reż. Piero Pasolini), a w mojej historii również ja i moja koleżanka z klubu czytelniczego. Nie pamiętam już nawet, kto kogo wyciągnął do Kina pod Baranami na pokaz z archiwalnej taśmy, która mogła pęknąć w każdej chwili. Projekcję poprzedziła przedmowa ekspertki. Hasło neorealizm i naturszczyk z prowincji dodały doświadczeniu intelektualnego splendoru. Z zaciekawieniem szukałam zapowiedzianych skrajności, brzydoty i piękna, brutalnoci życia i muzyki Vivaldiego, momentów budzących śmiech i tych, gdzie łza kręciła się w oku.


Mamma (Anna Magnani) to rzymska prostytutka z wieloletnim doświadczeniem, ale dla swojego dorastającego syna Ettorego (Ettore Garofolo, właśnie tan naturszczyk z prowincji), postanawia znaleźć inny zawód. Ściąga go ze wsi na peryferie Rzymu. Ettore nieświadomy profesji swojej matki próbuje dostosować się do miejskiego życia. Mamma chce, by znalazł uczciwą pracę, ale Ettore zaczyna kraść. Najpierw okrada matkę, potem wchodzi w towarzystwo rabusiów. Mamma desperacko pragnącą szczęścia dla swojego syna, wraca od czasu do czasu na ulicę i spaceruje z różnymi mężczyznami, którym opowiada historię o swoim mężu, za każdym razem inną, zmyśloną lub nie. Pasolini nie wchodzi do łóżka, pozostawia sugestię, aluzje wstrząsające nie ciało, ale serce, przynajmniej moim udało mu się potrząsnąć.


Po seansie nie komentujemy filmu. Musimy przespać się z jego przesłaniem, z grą emocji, w jaką zabawił się autor, z dramatem przesiąkniętym komizmem. A może zostawić też dla siebie emocje, nie zgubić ich w rozmowie, w poczuciu humoru, który próbuje się wgryźć w każde doświadczenie. Zostawić dla siebie obraz Mammy, w której jest wielka kobieca siła ciągnąca wóz z warzywami na targ każdego ranka, gdzie zakrzykuje innych, by sprzedać swój towar i niesłabnąca nadzieja, gdy puszcza synowi ulubioną muzykę i pokazuje, jak tańczyć. Oraz Ettore'a, w którym jest ból wewnętrzny, niewypowiedziany i jakaś obojętność na matkę, odziedziczona po niej przebiegłość i naiwność w miłości.


Taśma zerwała się dwa razy, pogrążając salę w ciemności. Było to doświadczenie na pograniczu cofnięcia się w czasie. Do tego tłumaczenie pozostawiało wiele do życzenia. Wyglądało rzeczywiście na historyczne. Ale chyba nie bardzo da się wypominać tłumaczowi, że nie rozpoznał słów w rzymskim dialekcie, który miejscami w ogóle nie przypomina włoskiego. Do tego bawiło ocenzurowanie brzydkich słów na nic się niezdające w ukazanej brutalności i nieocenzurowany zarzut rzucony w stronę Ercolego, który się zakochał w młodej prostytutce: „Jak Niemiec jesteś, przyjechałeś i okupujesz”.



 

 

Komentarze


Moje historie: Subscribe
  • Tumblr
  • Instagram
  • facebook

©2020 by mowa prosta. Proudly created with Wix.com

bottom of page