Matka Boska Kolembrodzka
- Renata

- 14 kwi
- 2 minut(y) czytania
Kwiecień, czyli miesiąc, w którym rozgaszcza się wiosna. Przychodzi i zanim się spostrzeżesz, przekształca szarą, błotnistą w rzeczywistość w festiwal kolorów. W zeszłym roku wiosna rozkwitła tak wcześnie. Przeprowadzałam się tuż przed Wielkanocą i przejeżdżając z moim dobytkiem miasto, patrzyłam, jak zielonymi pąkami rozkwitają drzewa. Wyż afrykański przyniósł zmianę ciśnienia. Ścieraliśmy pył saharyjski z balkonów i samochodów.
W tej aurze wiosny, która przyszła tak wcześnie, wybraliśmy się w podróż na wschód, na Lubelszczyznę, tę jej część, która kiedyś była Podlasiem. Pogoda idealna. Letnie niemal słońce pozwoliło mi pierwszy raz w sezonie ubrać kapelusz. Ktoś mówi: wyglądasz jak Sherlock lub Indiana Jones. A ja, że przestaniesz się śmiać, jak znajdę Złotego Graala.
Całą drogę śpiewaliśmy. Tymczasem Lubelszczyzna kwitła przy drogach rzepakiem, jabłoniami i bzem; żółto, różowo, biało i fioletowo. Płasko – dalekim horyzontem. Podobały nam się niskie domki i chaty, prosta zabudowa bez ekscesów.
Już z daleka zobaczyłam szaro-niebieską ścianę kościoła w Kolembrodach. I już wiedziałam, że ujrzymy coś zachwycającego. Trochę jak wtedy, kiedy wypatrzyłam na islandzkim niebie szarą chmurkę, pierwszą oznakę zorzy polarnej. Wyrósł przed nami kościół Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Małe okienka okrągłe, bez witraży. Na zewnątrz błękitny, w środku żółty jak w jądrze Słońca. Przed mszą odsłaniają obraz Matki Boskiej. Bizantyjską ikonę podarował parafii Jan III Sobieski, któremu Maryja wskazała drogę, gdy zagubił się w pobliskich lasach. Z zaśpiewem powtarzamy „Matka Boska Kolembrodzka”.
Przyjechali do miejsca na dalekim wschodzie. Do starej chaty przy lesie, mającej szczęście być jeszcze po tej stronie Bugu. Ile takich magicznych miejsc odkrywa w swoim życiu człowiek – jest tam w chwili wyrwanej wieczności, na krótkie całe życie, które się odbywa w ciągu jednej lub kilku nocy. Budzą go tamte kwiaty i słońce wpadające przez okienko. Wśród przyjaciół się budzi. Kulcs, Odense, Lubeka, Novella, Buona Vista del Nord i tyle innych, których się już tak dobrze nie pamięta. Niewiele zdjęć. Lepiej robić zapiski w pamięci. Pozwalam, by światło odbijało ślady w podświadomości.
Jest też dziewczyna ukwiecona bzem, uwieńczona miłością rodziny i przyjaciół. Śpiewamy jej sto lat. Jak dzieci podskakujemy, by przebić chmurę szklanek mydlanych o zachodzie słońca, gdy idealne światło pada na twarze. Zanim zapadnie noc gwieździsta i czysta. Jedni rozmawiają przy ognisku, inni tańczą na stole, jeszcze inni chowają się za chatą, by oglądać księżyc. A wokół lasy, i wspomnienie zagubionego króla, który się przysłuchuje naszemu weselu.



Komentarze