O dziesięciu dniach w toskańskim ogrodzie
- Renata

- 24 cze
- 2 minut(y) czytania
Wszyscy wiedzą, że istnieje taka średniowieczna książka jak „Dekameron”, zbiór włoskich historii wydawanych w opasłych tomach, do którego zajrzała garstka ciekawskich. Usłyszawszy, w optymistycznym przypadku, że to wgląd w obyczaje kultury Italii tamtych czasów, a w pesymistycznym, że to zabawne zestawienie erotyków.
Słowem wstępu, opowieść Giovanniego Boccaccia odgrywa się we Florencji, podczas czternastowiecznej plagi dżumy. W dominikańskim kościele Santa Maria Novella po nabożeństwie spotykają się dobrze urodzone niewiasty, drżące o swoje życie i postanawiają uciec z miasta na czas epidemii. Zwoławszy do swojej drużyny kilka młodzieńców, bo jak mówi jedna z nich: „wiadome jest, że białogłowom trudno jest coś przedsięwziąć bez pomocy mężczyzn”, wyjeżdżają na wieś, dokładnie do wilii za miastem i w pięknym ogrodzie spędzają kolejne 10 dni na opowiadaniu sobie historii. Ogród był inspirowany posiadłością Villa Schifanoia, gdzie w gorący, dzień majowy udało mi się pospacerować.
Ważniejsze są jednak historie, które przenoszą narratorów do różnych zakątków Italii i świata. Zazwyczaj mowa jest o jakiejś intrydze, tajemnicy, która wychodzi na jaw, szkodzie, której towarzyszy zemsta. Chłopcy i dziewczęta nie wstydzą się opowiedzieć wprost o erotycznych swawolach mnichów i mniszek, ale zawsze towarzyszy temu zawstydzenie wsłuchującej się reszty. Są opowieści dłuższe, i krótsze, te ostatnie jakby się opowiadającemu nie chciało za dużo mówić. Łączy je jednak zawsze jakaś zabawna puenta lub morał, i wszystkie ostatecznie krytykują świat, w którym żył Giovanni Boccaccio – dwulicowość kleru, nieufność, próżność i inne grzeszki.
Kontrowersyjny jest zwłaszcza ten kler i erotyczne opowieści o zakonnicach. Logicznym byłoby przypuszczać, że Boccaccio musiał się mierzyć z jakimiś represjami po podzieleniu się ze światem swoją chorą wyobraźnią. Przeciwnie jednak, wcale te opowieści nie wywołały wielkiego skandalu, a Boccaccio z zakonnikami się przyjaźnił, zwłaszcza z tymi od szkoły augustyńskiej we Florencji, której potem przekazał całą swoją bibliotekę. Na indeks ksiąg zakazanych „Dekameron’” trafił dopiero w XVI wieku, ale był tak popularny, że w końcu trzeba było go wypisać i tylko ocenzurowano opowieści o mnichach i mniszkach.
Otworzywszy furtkę, udali się społem do ogrodu otoczonego ze wszystkich stron murem. Z początku zachwycali się ogólnym widokiem sadu, a później wszystkie jego urocze zakątki zważali. W krąg i pośrodku, w różnych kierunkach, biegły aleje proste jak strzały i ocienione winną latoroślą, która na ten rok wielką gron obfitość obiecywała. Winograd był wówczas w rozkwicie i woń jego, zlewająca się z zapachem innych kwiatów, przypominała wszystkie pachnidła Wschodu. Wzdłuż dróg i ścieżek rosły krzewy białych lub czerwonych róż i jaśminów, dzięki czemu nie tylko o poranku, ale i w dzień, w czasie największego żaru, można było tu wonnego chłodu zażywać i chodząc wszędzie, chronić się przed palącymi promieniami słońca. (...). W środku sadu znajdowała się polana, najbardziej wabiąca ku sobie, a pokryta ciemnozieloną trawą, że niemal czarną się zdawała. Wśród niej jaśniało tysiąc różnobarwnych kwiatów, dokoła zaś strzelały ku górze pomarańczowe i cytrynowe drzewa, obarczone zarówno dojrzałym lub jeszcze zielonym owocem, jak i kwiatami.



Komentarze