top of page
Moje historie: Blog2

Podróże piemonckie i liguryjskie

  • Zdjęcie autora: Renata
    Renata
  • 9 cze
  • 3 minut(y) czytania
CZĘŚĆ I: TURYN

ree

No to zaczynam. Chcę pisać o tym, co dzieje się wokół; o rozbłyskach burzy w chmurach, gdy leciałam z Krakowa do Turynu; o Włochach przechadzających się nocą pod arkadami po zjedzonej późno kolacji. Przyuważam dwie pary w średnim wieku. Przyjaciółki trzymają się za ręce, a mężczyźni obejmują się, tym agresywnym objęciem nastolatków, którzy nie wiadomo, czy chcą kogoś zakleszczyć, czy przydusić, czy powiesić na bratnim ramieniu. Gest śródziemnomorski, ewenement, włoskie granice cielesności przez nas nieakceptowane. Dziwne, to my w zimnym klimacie powinniśmy przytulać się częściej.


W recepcji hostelu jakieś problemy. Udaje mi się jednak dogadać. Z moich ust wydobywają się włoskie słowa. Myślę, językowo może być w tej podróży tylko lepiej. Rano piję caffé doppio, jak gdyby nigdy nic, jak gdybym była tu od zawsze. Wychodzę na miasto. Najpierw gubię się na jakimś targu, wśród piramid cytryn i pomarańczy, i wśród gwaru przekrzykujących się sprzedawców. Owoce są świeże, kolorowe, jakby z plastiku. Potem trafiam do cichego kościoła św. Dominika, ponoć jedynego zachowanego gotyku w mieście. Ołtarz to pnące się ku górze złote świeczniki, podtrzymywane przez anioły. Na stoliczku jest koszyk z cytatami z Biblii. Psalm 118. Ja zostawiamy Ga 4,7. Chiesa della Consolata, czyli Matki Boskiej Pocieszycielki tej przedziwnej budowli nie potrafię znowuż dopasować do żadnego znanego mi stylu. Główne drzwi prowadzą do owalnej, horyzontalnej nawy, z prawej strony jest podziemna kaplica, pośrodku zaś przejście do głównej nawy w kształcie elipsy, za którą jest tabernakulum ze świętym obrazem. Z dwóch stron otaczają centrum kolejne kaplice również półokrągłe, każda zwieńczona małą kopułą.


ree

W samym centrum Turynu stoi wielki kompleks Pałacu Królewskiego, a za nim otwarty park, gdzie wiewiórki podchodzą bardzo blisko. Można wziąć krzesło i odpocząć w cieniu drzew. Siadam i myślę: meraviglioso, veramente meraviglioso. Niedaleko w Palazzo Madama zachwyca mnie portret mężczyzny. De Messina maluje delikatny zarost pod dolną wargą, odstające brwi, pryszcz, worki pod oczami. Z wieży tego pałacu można obejrzeć panoramę. Alpy są na wyciągnięcie ręki, 4000 m. n.p.m. Na zboczach Gran Paradiso leży śnieg. Pod spodem na placu ktoś gra na skrzypcach bez przerwy tę samą melodię, ale zaraz zagłusza ją śpiew operowy.


Turyn okazuje się miastem, które za wszelką cenę chce ukryć się przed słońcem. Wysokie budynki rzucają cień na całość lub dużą część ulicy. I do południa wydaje ci się, że dzień jest całkiem rześki. Potem jednak słońce zwycięża, okrywa ognistym płaszczem ulice i po czternastej już na nic nie ma się siły. Powietrze nagrzane jest aż do późnego wieczora.


ree

Miasto to słynie z tego, że położone jest w dolinie otoczonej wzniesieniami. Lecz z poziomu ulicy nie dostrzeżesz ani wzgórz, ani nawet potężnych ścian alpejskich. Wędruję labiryntem miasta, najczęściej nie pamiętając wcale o kadrze z „La Meglio Gioventù”, który mi się nieodłącznie z Turynem kojarzy – zaśnieżone zbocza Alp za Mole Antonella.






CZĘŚĆ II: GENUA

De Messina, Ecce Homo
De Messina, Ecce Homo

Podróż pociągiem na południe Piemontu nudzi mnie okropnie mimo cudownych widoków za oknem. Przesiadam się w Savonie i późnym popołudniem docieram do Genui. Recepcjonista w hostelu mówi ze mną po włosku, a potem tłumaczy współpracownicy po angielsku, co właśnie powiedział. Zaraz idę na miasto, by zobaczyć jak najwięcej przed zamknięciem muzeów. Znowu trafiam na de Messinę, tym razem „Ecce homo”, inaczej niż na portrecie z Turynu, Jezus ma twarz wygładzoną, przeszytą smutkiem, bez zmarszczek. Usta są asymetryczne, podbródek zamazany dla perspektywy aż do przesady. Krople krwi są jak łezki, przyklejają się do torsu. Lewą stronę twarzy ma ciemniejszą z powodu gry światłocienia, ale wydaje się przez to spuchnięta, jakby mu wymierzono policzek.


ree

Pod katedrą San Lorenzo kameralna orkiestra gra dyskotekowe nuty. Genua wydaje mi się dość sycylijska. W oknie pałacu stają ludzie przypatrywać się koncertowi. Tańczą dziewczęta i dzieci. Jakiś mężczyzna stoi zupełnie poważny. A obok zupełnie niezainteresowani muzyką chłopcy grają w piłkę. Rano znów muzea i kawa al banco. Wspięłam się na Belweder i oglądam stamtąd miasto, port, zamglone wzgórza, zza których niedawno wychyliło się słońce. W Palazzo Rosso moją uwagę zwróciła „Madonna col bambino dormiente” Carbone’a. Mały Jezusek jak gdyby ze zmęczenia położył się gdziekolwiek, stopę opiera na przewróconym globusie. Znowuż u Gentileschiego podoba mi się kompozycja od zwartych ze sobą stóp, przez szerokie poła sukni i do pochylonej głowy.




Komentarze


Moje historie: Subscribe
  • Tumblr
  • Instagram
  • facebook

©2020 by mowa prosta. Proudly created with Wix.com

bottom of page